Pomadka Melted znajduje się w poręcznym opakowaniu, z gąbeczką, którą możemy nakładać produkt prosto na usta (ja wyciskam odrobinę produktu na pędzelek lub palec i dopiero nakładam na usta). Zapach ma przyjemny. Na ustach zastyga po chwili na mat, lubi podkreślać wszystkie nierówności oraz suche skórki. Kolory troszeczkę do mnie nie przemawiają dlatego niżej przedstawię oba produkty na mojej współlokatorce. Ja jak na razie miałam ją kilka razy na ustach i pomału przekonuję się do tego koloru :). Niestety trwałość jak na produkt zastygający nie powala, bo znika w zastraszającym tempie z ust.
O ile pomadki spróbowałam na sobie to do róży w dalszym ciągu jestem nieprzekonana (skłonna jestem nałożyć sobie jakiś na chwilę, ale w odcieniu brzoskwini). Dlatego polegam na ocenie Karoliny. Ogólnie szału nie ma, daje bardzo delikatny kolor i rozświetlenie (posiada delikatne złote drobinki), krzywdy sobie nim nie zrobimy. Trzyma się ładnie. Ma bardzo chłodny cukierkowo różowy kolor.
Jakie macie zdanie o nim?
Pozdrawiam, Daria :)
PS. Drastycznie ścięłam włosy. Jeśli mnie obserwujecie to widzieliście zdjęcie na instagramie, a jak nie to jest ktoś chętny na taki krótki post z pokazaniem jakie miałam i teraz mam włosy?